Piotr Zabłocki
OPRÓCZ STALI
Zmiany systemu gospodarczego dokonujące się w Polsce począwszy od drugiej połowy lat 80-tych XX wieku i odejście od systemu opartego na dominacji partii komunistycznej w 1989 spowodowało, że część wielkich molochów przemysłowych zostało pozbawionych dotychczasowych rynków zbytu, a więc racji istnienia. Na liście zakładów, które utraciły swoje znaczenie na Wybrzeżu Gdańskim czołowe miejsce zajmuje Stocznia Gdańska, niegdyś nosząca, jak wszystko, co miało być powodem szczególnej dumy czerwonych rządców, imię Lenina. Czarne chmury gromadziły się nad Stocznią od 1988 r. – 1 listopada 1988 premier Rakowski postawił Stocznię Gdańską w stan likwidacji, późniejsze (już w latach 90-tych) niejasne działania prywatyzacyjne doprowadziły do zaprzestania działalności produkcyjnej na większości obiektów. Nie użytkowane tereny stoczniowe wraz z niszczejącym wyposażeniem nie zostały, wbrew logice, przekazane miastu, co przyspieszyło by ich rewitalizację i stanowiło impuls do rozwoju centrum Gdańska, a także nadania mu, bardziej niż dziś, zwróconego ku morzu charakteru.
Fotografując tereny Stoczni Gdańskiej kamerą otworkową podjąłem dialog z awangardową fotografią lat dwudziestych minionego wieku. Używając typowych dla tego okresu środków wyrazu fotograficznego, takich jak poszukiwanie niekonwencjonalnych punktów widzenia, zbliżenia form roślinnych i technicznych , wielokrotna ekspozycja, czy wreszcie sam wybór tematu, poszukuję sensów całkowicie odmiennych niż te, które przyświecały niegdyś fotografom wpisującym się w przemiany społeczne zmierzające do budowy nowego, sprawiedliwszego świata.
Stosując kamerę otworkową rezygnuję z ostrości widzenia charakterystycznej dla nurtu rzeczowej fotografii okresu międzywojennego – po prostu nie wierzę w uproszczony obraz świat, prosty i gładki jak brzytwa czekisty. Dzięki głębi odwzorowania sięgającej od otworu kamery po nieskończoność łączę plany w jedną całość, tak jak całością jest nasz świat, nie izoluję, rezygnuję z abstrakcji. Stare tryby zniszczonej maszyny nie są symbolem solarnym, leżą porzucone jak marzenia o lepszym urządzeniu świata, gdzie rosnący wolumen dóbr wytwarzanych przez ciągle rozwijający się przemysł miał zlikwidować obszar ubóstwa kontrastującego ze zbytkiem wyższych sfer.
***
Zanurzam się pomiędzy kratownice, buty są już brązowe od zalegającej grubą warstwą rdzy, idę wzdłuż rur, niebieskich, żółtych, czerwonych.
Dochodzę do doku, jeszcze mostek, schody.
Otwieram skrzypiące drzwi uwolnione od brzemienia szkła, w środku akumulatory, jakaś aparatura. Wiatr porusza przewodami, jeden, nie wiedzieć czemu, ciągle pod napięciem, delikatnie iskrzy dotykając do metalowej obudowy.
Iskry grają delikatnie: O-P-R-Ó-C-Z -..- ..-S-T-A-L-I-..-..- .. .. ..
Piotr Zabłocki, lipiec 2005