Adam Fleks

Moje dziurkowanie rzadkie bardzo.

W czasie gdy wykonywałem moje pierwsze otworki, wielce sobie ceniłem Henri Cartier-Bresson'a i jego ideę "decydującego momentu". Jest tak zresztą nadal, chociaż moja fotografia odeszła w ostatniej dekadzie dość daleko od tych pryncypiów.
Tak więc bawiąc się (jako żem homo ludens jest) fotografią, zrobiłem sobie camerę obscurę tak, by jak najbardziej przypominała lekki i poręczny aparat dalmierzowy. Do korpusu od Zorki 4 dokręciłem tubus do zdjęć makro, na jego końcu zamocowałem grubą folię aluminiową, w której wykonałem igłą otworek o średnicy ok. 0,3 mm. Dawało to w rezultacie przysłonę ok. 180-200. Ogniskowa wynosiła 51 mm, a więc pole widzenia jasnego celownika Zorki 4 odpowiadało praktycznie temu, co widział obiektyw, przepraszam, otworek. Do camery włożyłem najczulszy dostępny wtedy na rynku film, czyli Kodaka 3200, co w pełnym w słońcu pozwalało na wykonywanie zdjęć z ręki przy czasie 1/8 - 1/15 sekundy. Bardzo byłem z siebie zadowolony. Poszedłem w miasto. Aparat starałem się czymś podeprzeć, albo przynajmniej trzymać go w miarę nieruchomo, i delikatnie naciskałem spust migawki. Wyszło. Mój kolejny eksperyment/zabawę z pinholem przeprowadziłem dwa lata temu, kiedy mój starszy syn miał zademonstrować w szkole przykład działania zjawiska fizycznego. Leżący bezczynnie kawałek folii z tubusa makro od Zorki zamontowałem wtedy do wyklejonego wewnątrz czarnym papierem pudełka po butach. Nie było migawki, tylko pokrywka od pudełka po filmach, przyklejana taśmą do przedniej ścianki, w której znajdowała się dziurka. Materiałem były listki papieru fotograficznego formatu 13 x 18 cm. W pełnym słońcu czas naświetlania wynosił ok. 25-30 sekund. Zdjęcia robiliśmy koło naszego bloku. Po każdej ekspozycji biegliśmy do łazienki i obrabialiśmy zdjęcie. Jacek dostał piątkę, a pani od fizyki była bardzo zdziwiona, że "czymś takim" można w ogóle fotografować.