Kuba Luboradzki

Ponad sto lat temu opublikowano taki oto tekst:

Ostatnimi czasy obserwuje się znaczne zainteresowanie fotografów amatorów fotografią otworkową. Rezultaty uzyskiwane przy użyciu tej techniki - jeśli wybrać odpowiednie obiekty - z pewnością mogą być niezwykle piękne. Dzięki niej można bez stosowania "nieostrości" uniknąć natręctwa szczegółów, które prawie zawsze towarzyszy fotografii z użyciem obiektywu. Otworek posiada praktycznie nieograniczoną głębię ostrości, ma zdolność do przedstawiania tematów w sposób artystyczny, idealnie zachowuje perspektywę i obejmuje kąty widzenia od bardzo wąskich do bardzo szerokich. Co więcej, koszt takiego aparatu jest znikomy. Aby pomóc amatorom chcącym spróbować sił w tej dziedzinie fotografii, autorzy starali się zgromadzić w niniejszej broszurze, w zwartej formie, najbardziej wiarygodne informacje pochodzące z ich własnych obliczeń i eksperymentów, jak również od uznanych na polu nauk fotograficznych autorytetów. (Frederick Wm. Mills, Archibald C. Ponton, Huddersfeld, 10 sierpnia 1895 r) Stenopaic or Pinhole Photography by Frederick Wm. Mills F.R.M.S. and Archibald C. Ponton, London [Dalej idą wyliczenia i porady praktyczne].

Taki tekst można by w zasadzie napisać i dziś, pozostaje pytanie, czy byłby on równie "proroczy", czy może fotografa otworkowa osiągnęła już pewien poziom popularności, którego nie jest w stanie przeskoczyć. Tak czy inaczej, nie jestem wcale pewien, czy chciałbym, żeby otworki weszły do powszechnego użytku. Poczucie elitarności jest miłe i szkoda byłoby to tracić. Z drugiej strony, wyjątkowość jest też niebezpieczeństwem, na które trzeba uważać. Otworek niejako automatycznie produkuje obrazy nietypowe, niepokojące, "artystyczne", to często bywa przyczyną początkowej fascynacji, ale może też zwolnić od myślenia. Jednym słowem, o czym zresztą już ludzie pisali, otworek nie powoduje automatycznie, że zdjęcia są więcej warte. Inna sprawa to podejście do fotografii: otworkami w zasadzie nie można pstrykać bez sensu, są zdjęcia nieudane, to oczywiste, ale mało jest nieprzemyślanych. Fotografa otworkowa przez swoje uwarunkowania techniczne wymusza zwolnienie tempa. Czasy naświetlania są długie, aparaty mniej poręczne, często cały ładunek aparatu stanowi jedno zdjęcie, którego nie może zmarnować nieprzemyślana decyzja. Te ograniczenia wywoływać mogą dwojakie skutki. Po pierwsze, zdjęcia stają się bardziej przemyślane, niektórzy amatorzy dopiero wtedy zaczynają widzieć zdjęcie jako coś więcej niż tylko kolorowy obrazek. Po drugie, zmieniają się nie tylko zdjęcia, ale i sam fotografujący, pojawia się pewien "rytuał", a jednocześnie coś, co ma wartość samą w sobie, nie jest "praktyczne" czy przydatne w najprostszym tego słowa znaczeniu. W końcu, na miłość boską, nie jesteśmy automatami i pragmatyzm działania nie może być jedynym wyznacznikiem. Wielu ludzi zamiast fotografować otworkami zaczyna malować, układać kwiaty czy co rano bez względu na okoliczności parzyć i pić w określony sposób herbatę. Działania różne, ale przyczyna najczęściej ta sama.

Wielu fotografów, nie tylko amatorów, ale również profesjonalistów (a może tych przede wszystkim) wymienia jako cechę, która przyciąga ich do fotografii otworkowej nieprzewidywalność i częściową przypadkowość zdjęcia. W gruncie rzeczy jest to przekonanie fałszywe. Przypadkowość wynika jedynie z niemożliwości dokładnego kadrowania, zobaczenia obrazu w wizjerze lub na matówce, nie jest jednak cechą samego sposobu fotografowania. Otworek nie jest ani bardziej "tajemniczy" ani "przypadkowy" niż układ soczewek, przynajmniej z punktu widzenia optyki. Właściwie otworek stanowi urządzenie znacznie prostsze niż soczewka, nie mówiąc już o skomplikowanym układzie soczewek, jaki znajduje się we współczesnych obiektywach. Pamiętajmy, że kamery otworkowe używane są współcześnie w nauce, a to nie może być oczywiście związane z jakąkolwiek "przypadkowością" - wręcz przeciwnie, powinno to być narzędzie jak najbardziej precyzyjne i przewidywalne. Teoria powstawania obrazu w ciemni optycznej jest w zasadzie dość prosta, do obliczenia czasu naświetlania wystarczy generalnie jeden czy dwa proste wzorki, albo i to nie, jeśli używa się odpowiedniego programu komputerowego. To wystarczy, żeby używać otworka w sposób bardziej świadomy, ale trzeba pamiętać - i wiem co piszę - że opis teoretyczny nawet najprostszego zjawiska można skomplikować do nieskończoności.

Na koniec, skoro już jestem przy głosie, jeszcze dwie uwagi.
Pierwsza dotyczy kwestii nazwy: w literaturze polskiej spotyka się bardzo różne pod względem językowym traktowanie zwrotu camera obscura. Chodzi mianowicie o odmianę i pisownię. Jedni autorzy (w tym i ja) konsekwentnie nie odmieniają camera obscura przez przypadki, nie próbują też stosować spolszczeń. Inni stosują odmianę, zachowując jednocześnie oryginalną pisownię np. "obraz z camery obscury", przy czym odmiana może dotyczyć tylko pierwszego członu: "obraz z camery obscura". Jeszcze inni stosują spolszczenie: "kamera obskura", co oczywiście implikuje konieczność odmiany: "w kamerze obskurze", "dwie kamery obskury" itd. Oczywiście spolszczenia prędzej czy później zastąpią każdy obcy zwrot, ale dla camera obscura być może ten czas jeszcze nie nadszedł.
Druga sprawa to problemy związane z fotografowaniem wnętrz. Poza oczywistymi problemami z oświetleniem, bardzo długim czasem ekspozycji, dochodzi ciekawy problem z ochroniarzami. Z powodu konieczności używania statywu, ganianie się z ochroną po centrum handlowym, awantury, powoływanie się na wolność jednostki, konstytucję, prośby i groźby nie mają sensu. Przeciętny czas reakcji na rozstawiony statyw z przymocowanym do niego dziwnym pudełkiem wynosi (a wiem to z doświadczenia) ok. 5 minut - znacznie za mało, żeby zrobić zdjęcie i uciec. Jedynym wyjściem jest posiadanie odpowiedniego zezwolenia, a to jest procedura długa i nie zawsze kończy się powodzeniem. Przemiłe panie z działu PR czy innej komórki wydającej takie zezwolenia są tak naprawdę twarde jak skała i trzeba użyć maksimum uroku osobistego + sporo uporu, żeby się zgodziły na fotografowanie wnętrza pozostającego pod ich opieką. (Rzeczywiście, co ciekawe, zawsze są to panie, przynajmniej we wszystkich przypadkach, z jakimi się spotkałem). Ale to nic nie szkodzi. To nawet fajnie, że nie jest za łatwo.

Kuba Luboradzki